..poniedzialek. jak ja nie lubie poniedzialkow!!!! rano nie chce sie wstac , pozniej minute przed wyjsciem robi sie bardzo stresujaco :) dzisiaj na szczescie obeszlo sie bez krzykow…a ja mialam na tyle dobry czas ze nawet zdazylam spakowac lunch dla siebie i mojego ludka :) tydzien poprzedni minal pracowicie co widac po zaleglosciach w opisywaniu….w piatek resztkami sil dotarlam do domu, w sobote bylismy na obiedzie u rodzicow ludka, a pozniej z niezlym opoznieniem postanowilismy wybrac sie do kina. kolejki masakryczne, i tylko wypatrywanie niecierpliwe na ilosc wolnych miejsc ….. i nadzieja by chociaz zostaly 2 . niestety nie udalo sie wiec wzielismy bilety na to co zostalo *" this is england" .szczerze filmu nie polecam i uwazam ze powinien byc dozwolony od lat 21 minimum :/ caly wiec sobotni wieczor mielismy spieprzony bo nam sie udzielil filmowy klimat :/ Niedziela zaczela mi sie znacznie pozniej niz ludviczkiwi bo gdy ja przeciagalam sie jeszcze w lozku, on juz dziubal cos na komputerze :/ i czekal ze sniadaniem az ksiezniczka raczy wstac i mu w tym posilku towarzyszyc ;) Male porzadki i zaleglosci w praniu znalazly swoje miejsce po , pozniej lunch, drzemka ( nie wiedziec czemu? ) i z wielkim garnuszkiem herbaty detektywistycznej, wzielam sie za przeczesywanie mojich pamietnikow z zycia w latach 1996-2002 ….bylo co czytac …i mnostwo materialu zostalo :P Pozniej prysznic, telefon z obiadowym zaproszeniem od kogo to wiadomo :) i w droge.7 km spaceru doskonale wplynelo na nasze samopoczucie, pogoda cudowna…. najpiekniejszy jesienny dzien ; wlasnie tak sobie zawsze wyobrazalam. na naszej kochanej kanapie znalezlismy sie okolo godziny 19 :) Ja wzielam sie oczywiscie za obiad dzisiejszy …. pozniej lekcje..podczas gdy szanowny pan ludwik resztkami sil wpatrywal sie w ekran telewizora…. i do spania :)