bylo poprostu rewelacyjnie :) w czwartek zwolnilam sie oczywiscie z pracy wcesniej by wiecej czasu poswiecic swojej osobie i upiekszaniu przed calym weekendem ze swiadomoscia ze na balsamowanie godzinne czasu nie bedzie a o maseczkach moge zapomniec. Do ukochanego mojego dotarlam grubo po 18…. gosci pelno… i minelo troche czasu nim wszyscy zajeli swoje miejsca przy stolikach w restauracjii.Ludek jak przystalo na solenizanta dotarl ostatni przywitany na dzien dobry a raczej dobry wieczor sto latowaniem i oklaskami, przytulaniami , calusami i zyczeniami. zaskoczony…az balam sie ze z wrazenia dostanie jakiegos zawalu albo szoku jakiegos tam…na szczescie wyszedl z tego calo :) bylo wspaniale jedzenie, i nieokreslona ilosc wypitych drinkow…. nie w mojim wykananiu z tym ostatnim bo przeciez przed tesciami nie wypada zalac sie w pierwszych 10 minutach… czy nawet jakbym miala na to godzine… no nie wypada i juz. :) pozniej na pokladzie statku milosci torcik z truskawkami oczywiscie… rodzice pojechali…i zaczal sie prawdziwy maraton :) tance na dziobach lodek…na pokladach przystani… na kims innym…doslownie i w przenosni, z kilkoma odwiedzinami niebieskich (police) z prozba wyciszenia basu i zakonczenia *bunkania.*
na poklad trafilismy po godzinie drugiej… resztkami sil…z butami w rekach :/
dzien kolejny rozpoczal sie wspanialym wykwintnym sniadaniem o godzinie 12 w poludnie czyli porze na lunch. piatek przywitany rozowym winem z fanta… a pozniej lecialo juz wszystko za porzadkiem. na orzezwienie skoki do wony a w mojim przypadku ostrozne zanurzanie sie centymert po centymetrze w lodowatej morskiej wodzie niesamowicie osolenej… chyba 18stopniowej.zaliczylam.
i kontynuacja imprezowania… z midsommarowym obiadem … starannie przygotowanym przez kapitana pokladu i majtkow :) ksiezniczka tylko jadla :) i kontynuacja partyowania :)
wypad na miasteczko…do dyskoteki… pozniej za chec wyjscia z piwem…zlapana dosc mocno za ramie…ktore na szczescie dzisiaj juz nie boli…aochroniarz zostal przeze mnie zwyzywany od tych najgorszych i to nie po polsku tylko w jego jezyku zeby dokladnie wiedzial kim jest na przyszlosc :P
…i tradycyjnie spanie do poludnia i pozniej znowu skoki do wody lodowatej ….. tym razem ja stHURZYLAM bo wialo niemilosiernie… wiec postalo sie przy cieplutkim prysznicu :) i imprezowania ciag dalszy….i tak cala noc…ktora zakonczyla sie jeszcze poznymi odwiedzinami chyba 15 osobowej grupy niedobawionych na naszej lodzi nieprzystosowanej do takowej liczby ludzi :) spanie, pakowanie, sprzatanie …. i domowa sofa…och jak milo :)
dzisiaj od rana w pracy…. zamiast sniadania redbull….teskno za jonathanem… cicho strasznie..i pomyslec ze caly miesiac bez niego bede tu siedziec…oh…. msn nas ratuje…ludwiczka kocham bardziej niz wczoraj a mniej niz dzisiaj .generalnie wszystko w najlepszym porzadku. milego dnia :)